Nasz bohater był dowódcą wojska króla syryjskiego. Biblia opisuje go jako człowieka szanowanego z powodu zwycięstw odniesionych przez Aramejczyków. Cierpiał on jednakże na chorobę skóry, która została określona mianem trądu. Objawem tej choroby są dolegliwości skórne, takie jak wysypka, zniekształcenie, świąd. Nie jesteśmy jednak w stanie dokładnie określić, z jakim konkretnie schorzeniem zmagał się Naaman. Narracja biblijna ukazuje rozdźwięk w życiu dowódcy między militarnymi sukcesami z jednej strony a uciążliwą kondycją zdrowotną, skutkującą społecznym wykluczeniem z drugiej.
Służąca żony dowódcy, uprowadzona z Izraela podczas jednej z kampanii wojennych, zasugerowała mu, żeby udał się do proroka działającego w Królestwie Izraela. Naaman dzięki pośrednictwu króla Aramu trafił przed oblicze króla izraelskiego, który zdezorientowany nie był w stanie mu pomóc, a jego przybycie odczytał jako prowokację. Wówczas Elizeusz – wspomniany wcześniej prorok z Samarii, przekazał królowi izraelskiemu polecenie, aby wódz syryjski przybył do niego. Elizeusz przez posłańca nakazał Naamanowi siedmiokrotne zanurzenie się w Jordanie. Syryjski dowódca rozgniewał się, rozczarowany brakiem spodziewanej ze strony proroka reakcji (publiczny rytuał uzdrowienia) i chciał wrócić do domu. Słudzy jednak nakłonili go do wykonania polecenia Elizeusza. Naaman po siedmiokrotnym zanurzeniu się w Jordanie został uzdrowiony, a jego skóra stała się „jak ciało małego chłopca”. Syryjczyk pragnął wręczyć prorokowi dar w podzięce za odzyskane zdrowie, ale ten odmówił. Wszak to nie on był sprawcą uzdrowienia, lecz Bóg, któremu należne są jedynie wdzięczność i cześć.
Czego uczy nas historia Naamana? Aramejski dowódca został przedstawiony jako człowiek „spoza obozu”, ktoś wykluczony – nie dość, że nie był Izraelitą, to jeszcze cierpiał na chorobę skóry, która objęta była tabu w ówczesnej mentalności, nie tylko narodu wybranego. Ta pozorna marginalizacja nie uniemożliwiła jednak Bożego działania. Bóg Izraela przekracza wszelkie ludzkie ograniczenia, Jego moc sięga dalej, niż człowiek mógłby się spodziewać. Naaman był świadkiem właśnie tego nieskrępowania Bożej mocy. Już pierwsze słowa historii Syryjczyka wskazują jasno, że Bóg jest tam obecny: „przez niego [Naamana] Pan spowodował ocalenie Aramejczyków” (2 Krl 5, 1). Elizeusz został ukazany jako pośrednik Bożej potęgi – uzdrowienie nie wynika z jego zdolności, a tym bardziej z samego faktu zanurzenia się Naamana w Jordanie. Ostatecznie Syryjczyk okazał posłuszeństwo wezwaniu proroka – pośrednika, a przez niego przede wszystkim prawdziwemu Bogu. To posłuszeństwo zapewnia nie tylko samo uzdrowienie, ale także powrót do wspólnoty – z Bogiem i drugim człowiekiem.
Słowo „tron” chyba każdemu kojarzy się z władzą, majestatem, a być może z armią, bogactwem i prestiżem. Określenie „tron łaski” natomiast zwraca naszą uwagę nie na majestat czy władzę, ale na miłosierdzie i ogromną życzliwość. Często słyszymy, że pielgrzymi idący na Jasną Górę zbliżają się do „tronu łaski”. Myślimy wtedy o Maryi, która króluje na Jasnej Górze i hojnie obdarza łaskami tych, którzy oddają się Jej w opiekę. „Tron łaski” kojarzy nam się także z czasami rycerzy i królów, kiedy to sam władca rozsądzał niektóre sprawy i często okazywał akt łaski wobec swoich poddanych, by byli pewni, że troszczy się o nich. Dzisiejsze drugie czytanie, czyli fragment Listu do Hebrajczyków, zachęca nas: „przybliżmy się więc z ufnością do tronu łaski, abyśmy doznali miłosierdzia i znaleźli łaskę pomocy w stosownej chwili”. Autor Listu do Hebrajczyków zatem zaleca, byśmy ciągle zbliżali się do Boga, który chce nam okazać swoją łaskę. Nie ma bowiem takiej sytuacji w naszym życiu, byśmy musieli unikać Boga lub czuli się niegodni Jego bliskości. Owszem, nasze grzechy czynią nas niegodnymi i są zarazem ogromnym murem między nami a Bogiem, ale przecież Bóg jest władny ten mur zlikwidować.
I tu właśnie koniecznie musimy wskazać na głębsze rozumienie terminu „tron łaski”. Otóż kontekst dzisiejszego fragmentu wskazuje na coś więcej. Chrystus, ukazany jako Arcykapłan Nowego Przymierza, teraz dokonuje prawdziwego oczyszczenia z grzechów, czyli usprawiedliwia. Starotestamentalny arcykapłan podczas obrzędów święta Jom Kippur (Dnia Pojednania) raz w roku wchodził do Miejsca Najświętszego w świątyni, gdzie była złożona Arka Przymierza. To ją nazywano „tronem Boga”. Jej złota pokrywa, której strzegły dwa cheruby, nazywana „przebłagalnią” (hilasterion), spełniała bardzo ważną rolę podczas tych obrzędów. To ją arcykapłan skrapiał krwią zwierząt ofiarnych, by w ten sposób dokonać przebłagania, czyli oczyszczenia Izraela z grzechów. To wtedy na nowo dzięki łasce przebaczenia Izrael stawał się znów narodem umiłowanym, a Jahwe – jego Bogiem. Już nic nie oddzielało kontrahentów Przymierza, nic nie burzyło tej wyjątkowej wspólnoty. W czasie Jom Kippur owa „przebłagalnia” staje się faktycznie „tronem łaski” i tak to widzi autor Listu do Hebrajczyków. Dla niego Jezus jest nowym i doskonałym Arcykapłanem, który tym razem skutecznie dokonuje usprawiedliwienia. Wchodzi do Przybytku, ale już nie ludzką ręką zrobionego i już nie poprzez krew zwierząt, ale przez krew własną (przelaną na krzyżu) dokonuje przebłagania – odpuszczenia grzechów. Nie ma większej łaski dla człowieka niż przebaczenie naszych słabości – choć czasami zależy nam na innego rodzaju łaskach, takich jak: dar zdrowia, zdane egzaminy, powodzenie w sprawach osobistych lub zawodowych, szczęście rodziny itd. Zbliżmy się więc do „tronu łaski” – do Jezusa Arcykapłana, by doświadczyć Jego miłosierdzia.
Bóg dał nam możliwość, nawet tutaj na froncie, aby wysławiać Jezusa, który musi narodzić się w sercu każdego człowieka – mówi Olena, czterdziestoletnia ukraińska lekarka, która od początku wojny na Ukrainie pomaga ratować życie żołnierzy w swej ojczyźnie - podaje Vatican News.
Od 2008 roku Olena mieszkała we Włoszech. Po siedmiu latach wróciła na Ukrainę, potem ponownie wyjechała do Włoch. Jednak wraz z wybuchem pełnoskalowej wojny poczuła wyraźnie, że jej miejsce jest w ojczyźnie.
Ruszmy do Betlejem jak pasterze, aby odnaleźć Boga, który z miłości do nas stał się człowiekiem – wezwał abp Stanisław Budzik.
W kaplicy Zmartwychwstania Pańskiego w Domu Księży Emerytów w Lublinie „pasterka” celebrowana była wyjątkowo wcześnie, bo już o godz. 20.00. Przewodniczył jej abp Stanisław Budzik. Wraz z metropolitą Mszę św. sprawowali starsi i schorowani kapłani, mieszkańcy domu przy ul. Bernardyńskiej. Kilka godzin wcześniej wszyscy, wraz z biskupami pomocniczymi, siostrami ze Zgromadzenia Uczennic Boskiego Mistrza oraz świeckimi pracownikami, połamali się opłatkiem, złożyli sobie życzenia i zasiedli do wieczerzy wigilijnej. – Dziękuję za przyjęcie zaproszenia do naszej wspólnoty, by tajemnicę Bożego Narodzenia przeżywać razem w tę szczególną noc i dzielić z nami radość, że Słowo stało się Ciałem i zamieszkało między nami – powiedział w powitaniu ks. Grzegorz Musiał, dyrektor domu księży emerytów.
W związku z tym, iż od dnia 25 maja 2018 roku obowiązuje Rozporządzenie Parlamentu Europejskiego i Rady (UE) 2016/679 z dnia 27 kwietnia 2016r. w sprawie ochrony osób fizycznych w związku z przetwarzaniem danych osobowych i w sprawie swobodnego przepływu takich danych oraz uchylenia Dyrektywy 95/46/WE (ogólne rozporządzenie o ochronie danych) uprzejmie Państwa informujemy, iż nasza organizacja, mając szczególnie na względzie bezpieczeństwo danych osobowych, które przetwarza, wdrożyła System Zarządzania Bezpieczeństwem Informacji w rozumieniu odpowiednich polityk ochrony danych (zgodnie z art. 24 ust. 2 przedmiotowego rozporządzenia ogólnego). W celu dochowania należytej staranności w kontekście ochrony danych osobowych, Zarząd Instytutu NIEDZIELA wyznaczył w organizacji Inspektora Ochrony Danych.
Więcej o polityce prywatności czytaj TUTAJ.