Reklama

„Posłuszeństwo i pokój”

Niedziela szczecińsko-kamieńska 11/2010

Bądź na bieżąco!

Zapisz się do newslettera

Bogdan Nowak: - Komu Ksiądz Biskup zawdzięcza swoje powołanie kapłańskie?

Reklama

Bp Marian Błażej Kruszyłowicz: - Pochodzę z Kresów Wschodnich. Rodzice żyli pod zaborem rosyjskim, byliśmy zatem poddani rusycyfikacji. Moja matka była wiejską nauczycielką. Ojciec, mniej wykształcony od matki, łatwiej posługiwał się językiem rosyjskim i białoruskim niż polskim. Był wielkim patriotą. Najpierw odbył 4-letnią służbę jako czynny żołnierz w wojsku carskim, a potem - także przez 4 lata - jako ochotnik służył w II Litewsko-Białoruskiej Dywizji Wojska Polskiego pod dowództwem gen. Lucjana Żeligowskiego. Ojciec ożenił się dość późno, bo w wieku 29 lat, po powrocie z wojska. Osiedliliśmy się we wsi Gliniszcze w powiecie wołkowyskim, niedaleko Niemna - tereny obecnej Białorusi. Rodzice prowadzili gospodarstwo rolne. Urodziłem się jako szóste dziecko w rodzinie wiernej Bogu i Ojczyźnie. Jeszcze przed wybuchem II wojny światowej moja rodzina przeniosła się do powiatu suwalskiego nad granicę litewską. Wychowywałem się w środowisku polsko-litewskim w parafii Sejny. Moja mama była kobietą głębokiej wiary, należała do III Zakonu Franciszkańskiego, w którym pełniła obowiązki mistrzyni nowicjatu. Rodzice już w okresie międzywojennym prenumerowali miesięcznik „Rycerz Niepokalanej”. Taka atmosfera prostej pobożności miała niewątpliwy wpływ na kształtowanie się mojego powołania kapłańskiego, zwłaszcza że w mojej dość licznej rodzinie było już kilku kapłanów, w tym o. Witalis Jaśkiewicz, wieloletni gwardian niepokalanowski. Gdy latem 1949 r. po ukończeniu szkoły podstawowej wyraziłem rodzicom chęć wstąpienia do zakonu, rodzice wyjawili moje pragnienie o. Witalisowi, a ten szybko zaproponował wstąpienie do Niższego Seminarium Duchownego w Niepokalanowie. We wrześniu ojciec zawiózł mnie do tego franciszkańskiego klasztoru, gdzie rozpoczęła się moja formacja zakonna.

- Tam Ksiądz Biskup przeżył nie tylko radosne, ale i niebezpieczne momenty swego kapłańskiego życia...

Pomóż w rozwoju naszego portalu

Wspieram

Reklama

- W Niepokalanowie przeszedłem edukację w Niższym Seminarium Duchownym, które w brutalnym sposób w lipcu 1952 r. zostało zlikwidowane przez władze komunistyczne przy użyciu sił Urzędu Bezpieczeństwa. Potem kontynuowałem nowicjat w klasztorze w Łodzi, wreszcie zdałem maturę prywatnie, bo ówczesne władze oświatowe nawet nie pozwoliły nam zdawać eksternistycznie matury państwowej. Były to czasy totalnej walki z Kościołem - nie tylko w Polsce, ale we wszystkich krajach opanowanych przez Związek Radziecki. W Łodzi-Łagiewnikach studiowałem filozofię, wreszcie, gdy nadszedł słynny 1956 r. i nastąpiła odwilż polityczna, moje dalsze przygotowanie do kapłaństwa miało miejsce w Krakowie. Tam byłem świadkiem odradzania się życia katolickiego; zaczął znów wychodzić „Tygodnik Powszechny”, powstawały Kluby Inteligencji Katolickiej, mieliśmy w parlamencie kilku katolickich posłów... To wszystko uwrażliwiało moją przyszłą osobowość kapłańską na ludzkie problemy. Święcenia subdiakonatu otrzymałem z rąk bardzo młodego biskupa pomocniczego archidiecezji krakowskiej Karola Wojtyły, a święceń diakonatu i kapłańskich (7 lutego 1960 r.) udzielił mi biskup pomocniczy diecezji łódzkiej Jan Kulik. Wcześniej rozpocząłem studia na KUL-u w zakresie teologii moralnej, uzyskując licencjat z teologii po obronie pracy z zakresu ekumenii na temat założeń teologii, moralnej w ujęciu prawosławnego prof. Markielina Oleśnickiego pod kierunkiem ks. doc. Stanisława Olejnika. Zbliżał się Sobór Watykański II, a mnie wtedy najbardziej interesowała współpraca Kościołów chrześcijańskich, co zresztą potem przydało mi się w pełnieniu moich funkcji zakonnych.

- Nim Jan Paweł II powołał Księdza Biskupa do grona biskupów, przez 30 lat Ekscelencja pracował na różnych placówkach duszpasterskich...

Reklama

- Nie było ich zbyt wiele. Najpierw katechizowałem młodzież szkół średnich w Koszalinie w parafii pw. św. Józefa, kiedy jeszcze parafia katedralna była nieczynna. Potem byłem ekonomem Prowincji Warszawskiej Ojców Franciszkanów Konwentualnych, wreszcie wykładowcą w seminarium krakowskim, prowadziłem także zajęcia zlecone na Wydziale Teologicznym KUL-u. W latach 1971-78 byłem gwardianem klasztoru w Niepokalanowie. Najdłużej, bo 11 lat, było mi dane pełnić posługę asystenta i wikariusza generalnego naszego zakonu w Rzymie, aż do powołania mnie na biskupa w diecezji szczecińsko-kamieńskiej. W tym miejscu muszę wspomnieć o niezwykłym, nie tylko dla naszej wspólnoty franciszkańskiej, historycznym wydarzeniu, jaką była beatyfikacja o. Maksymiliana przez papieża Pawła VI w dniu 17 października 1971 r. Władze zezwoliły wtedy na pielgrzymkę do Rzymu dla półtora tysiąca osób. Jej znaczenie da się tylko porównać z pierwszymi pielgrzymkami Jana Pawła II. Ta beatyfikacja w Bazylice św. Piotra odbiła się szerokim echem nie tylko w Europie, ale także na świecie, bowiem podkreślano w niej Chrystusową miłość franciszkanina o. Maksymiliana Kolbego, który uratował od śmierci świeckiego więźnia, poświęcając własne życie. Mniejsze znaczenie miało to, że o. Kolbe był misjonarzem, twórcą nowoczesnych mediów w okresie międzywojennym.
Uroczystości pobeatyfikacyjne w różnych diecezjach Polski ożywiły wiarę Chrystusową i otworzyły nasz Kościół na wolny świat. Jedenaście lat później, w okresie stanu wojennego w Polsce, miała miejsce kanonizacja o. Maksymiliana przeprowadzona przez Papieża Polaka, która zgromadziła na Placu św. Piotra ćwierć miliona ludzi. Później więcej tylko gromadziły uroczystości kanonizacyjne stygmatyka o. Pio i ks. Josemaríi Escrivy - twórcy Opus Dei.

- W pamiętnym dla Polski roku 1989, kiedy to odbyły się pierwsze wolne wybory do sejmu, o. Marian Kruszyłowicz otrzymał nominację biskupią...

Reklama

- Nim ją otrzymałem, prymas Polski kard. Józef Glemp 25 listopada 1989 r. tuż po Mszy św. w warszawskiej archikatedrze wezwał mnie i oznajmił o propozycji papieskiej mianowania mnie biskupem pomocniczym diecezji szczecińsko-kamieńskiej. Zapytał, czy przyjmę taką nominację. Wyraziłem zgodę. A później nuncjusz apostolski postawił następne pytanie, czy chciałbym, aby sakry biskupiej udzielił mi Ojciec Święty Jan Paweł II. Z jeszcze większą radością przyjąłem to zaproszenie. Nastąpiły przygotowania do tej największej chwili w moim kapłańskim życiu, której nie mogłem sobie nawet wyobrazić. Rekolekcje przed sakrą biskupią odbyłem w Pustelni św. Franciszka Carceri w Asyżu. W święto Trzech Króli 1990 r. otrzymałem sakrę biskupią z rąk sługi Bożego Jana Pawła II, co uważam za szczególną łaskę. Prymicyjną Mszę św. biskupią odprawiłem w kościele parafialnym w Sejnach, w której uczestniczyła moja ukochana 93-letnia mama. Ojciec już od dziesięciu lat nie żył, natomiast do Szczecina przybyłem 18 stycznia, by oficjalnie objąć funkcję wikariusza generalnego, a biskupem diecezjalnym był wówczas nieżyjący już bp prof. Kazimierz Majdański, który w swoim biskupim powołaniu sprawdził się także jako obrońca godności małżeństwa i rodziny, a także dziecka nienarodzonego.

- Dlaczego obrał sobie Ksiądz Biskup jako zawołanie biskupie słowa „Posłuszeństwo i pokój”?

- Ono tkwi w mojej franciszkańskiej duchowości. Sięgnąłem głębiej do tekstu biblijnego, bowiem źródłem grzechu jest nieposłuszeństwo wobec Boga, a posłuszeństwo wobec Mądrości Bożej jest podstawą dobra. Natomiast pokój obejmuje tylko człowieka uwolnionego od grzechu. Taki człowiek zawsze życzliwie odnosi się do bliźniego, nie ma w nim wrogości i pychy. Później dowiedziałem się, że takie samo wezwanie biskupie posiadał papież dobroci bł. Jan XXIII.

- Od dwudziestu lat służy Ekscelencja Kresom Zachodnim. Co cechuje religijność ludności tzw. Ziem Odzyskanych?

- Z woli Jana Pawła II na Pomorzu Zachodnim znalazłem się w okresie zachłystywania się wolnością w wyniku przemian solidarnościowych. Media laickie, wspierane przez decydentów zachodnich, przeszły od sympatii Kościołowi do wyraźnej walki z nim. Był to atak na polską, tradycyjną religijność w bardziej zakamuflowanej formie, a przez to bardziej niebezpiecznej od dawniejszego sposobu administracyjnego nacisku. Jest to uderzenie w chrześcijańskie wartości moralne, w małżeństwo i rodzinę. Rodzina obecnie znajduje się w poważnym rozkładzie, coraz większa liczba rozwodów i nieformalnych związków partnerskich. Gwałtownie spada liczba urodzin, a rośnie liczba aborcji. Już nawet media publiczne nie ukrywają, że Europie grozi zagłada cywilizacyjna. Obliczono, że aby zachować właściwy wzrost demograficzny, każde małżeństwo powinno urodzić 2,1 dziecka, natomiast w naszym kraju przypada na małżeństwo zaledwie 1,26 dziecka. Kościół o tym zagrożeniu samowyniszczenia biologicznego już dawno ostrzegał, ale rządzących i publicznej opinii to nie interesowało. Jeśli polityka demograficzna nie nabierze charakteru prorodzinnego, to za 30-50 lat Europa będzie kontynentem zdominowanym przez ludność muzułmańską. W samej tylko Belgii już 25% ludności jest pochodzenia muzułmańskiego. W małżeństwach muzułmańskich przypada ośmioro dzieci. To są skutki nieustannego kreowania tzw. kobiet wyzwolonych, lęku przed rodzicielstwem, zachwycania się rozmaitymi patologiami społecznymi, wygodnictwa i konsumpcjonizmu... to wszystko prowadzi do destrukcji małżeństwa i rodziny, a przez to całego społeczeństwa. Moja posługa biskupia przypada na okres szybkich przemian cywilizacyjnych, a przede wszystkim negatywnego nastawienia młodych wobec Kościoła tutaj, na Ziemiach Zachodnich. Z takimi przejawami nie spotkałem się w innych regionach Polski. To również jest wynikiem bardzo niskiej frekwencji na niedzielnych Mszach św. - w ponad 400-tysięcznym Szczecinie bierze w nich udział zaledwie 10-20% wiernych, zaś w pozostałych miastach i wsiach archidiecezji - od 20% do 30%. Na południu Polski w niedzielnej Eucharystii uczestniczy ponad 50% wierzących. Do tego trzeba jeszcze dodać coraz bardziej masową aborcję, reklamowanie metody zapładniania pozaustrojowego (tzw. in vitro) oraz sprzyjanie eutanazji. To wszystko charakteryzuje naszą epokę cywilizacji śmierci. Zmasowane ataki rozmaitych mediów opanowanych przez liberalne ośrodki, także zachodnie, powodują, że ludzie zmieniają swoje poglądy i postępowanie na laickie - godzące w wartości chrześcijańskie. Nasze biskupie posłannictwo musi zmagać się z problemami ludzi XXI wieku, w której tzw. wojujący laicyzm usiłuje kształtować wnętrza ludzkie według ateistycznych wzorców prowadzących do nikąd.

2010-12-31 00:00

Oceń: 0 0

Reklama

Wybrane dla Ciebie

Święty Albert Wielki

Niedziela Ogólnopolska 14/2010, str. 4-5

[ TEMATY ]

św. Albert Wielki

Kempf EK/pl.wikipedia.org

Grobowiec mieszczący relikwie Alberta Wielkiego w krypcie St. Andreas Kirche w Kolonii

Grobowiec mieszczący relikwie Alberta Wielkiego w krypcie St. Andreas Kirche w Kolonii
Drodzy Bracia i Siostry, Jednym z największych mistrzów średniowiecznej teologii jest św. Albert Wielki. Tytuł „wielki” („magnus”), z jakim przeszedł on do historii, wskazuje na bogactwo i głębię jego nauczania, które połączył ze świętością życia. Już jemu współcześni nie wahali się przyznawać mu wspaniałych tytułów; jeden z jego uczniów, Ulryk ze Strasburga, nazwał go „zdumieniem i cudem naszej epoki”. Urodził się w Niemczech na początku XIII wieku i w bardzo młodym wieku udał się do Włoch, do Padwy, gdzie mieścił się jeden z najsłynniejszych uniwersytetów w średniowieczu. Poświęcił się studiom „sztuk wyzwolonych”: gramatyki, retoryki, dialektyki, arytmetyki, geometrii, astronomii i muzyki, tj. ogólnej kultury, przejawiając swoje typowe zainteresowanie naukami przyrodniczymi, które miały się stać niebawem ulubionym polem jego specjalizacji. Podczas pobytu w Padwie uczęszczał do kościoła Dominikanów, do których dołączył później, składając tam śluby zakonne. Źródła hagiograficzne pozwalają się domyślać, że Albert stopniowo dojrzewał do tej decyzji. Mocna relacja z Bogiem, przykład świętości braci dominikanów, słuchanie kazań bł. Jordana z Saksonii, następcy św. Dominika w przewodzeniu Zakonowi Kaznodziejskiemu, to czynniki decydujące o rozwianiu wszelkich wątpliwości i przezwyciężeniu także oporu rodziny. Często w latach młodości Bóg mówi do nas i wskazuje plan naszego życia. Jak dla Alberta, także dla nas wszystkich modlitwa osobista, ożywiana słowem Bożym, przystępowanie do sakramentów i kierownictwo duchowe oświeconych mężów są narzędziami służącymi odkryciu głosu Boga i pójściu za nim. Habit zakonny otrzymał z rąk bł. Jordana z Saksonii. Po święceniach kapłańskich przełożeni skierowali go do nauczania w różnych ośrodkach studiów teologicznych przy klasztorach Ojców Dominikanów. Błyskotliwość intelektualna pozwoliła mu doskonalić studium teologii na najsłynniejszym uniwersytecie tamtych czasów - w Paryżu. Św. Albert rozpoczął wówczas tę niezwykłą działalność pisarską, którą miał odtąd prowadzić przez całe życie. Powierzano mu ważne zadania. W 1248 r. został oddelegowany do zorganizowania studium teologii w Kolonii - jednym z najważniejszych ośrodków Niemiec, gdzie wielokrotnie mieszkał i która stała się jego przybranym miastem. Z Paryża przywiózł ze sobą do Kolonii swego wyjątkowego ucznia, Tomasza z Akwinu. Już sam fakt, że był nauczycielem św. Tomasza, byłby zasługą wystarczającą, aby żywić głęboki podziw dla św. Alberta. Między obu tymi wielkimi teologami zawiązały się stosunki oparte na wzajemnym szacunki i przyjaźni - zaletach ludzkich bardzo przydatnych w rozwoju nauki. W 1254 r. Albert został wybrany na przełożonego „Prowincji Teutońskiej”, czyli niemieckiej, dominikanów, która obejmowała wspólnoty rozsiane na rozległym obszarze Europy Środkowej i Północnej. Wyróżniał się gorliwością, z jaką pełnił tę posługę, odwiedzając wspólnoty i wzywając nieustannie braci do wierności św. Dominikowi, jego nauczaniu i przykładom. Jego przymioty i zdolności nie uszły uwadze ówczesnego papieża Aleksandra IV, który zapragnął, by Albert towarzyszył mu przez jakiś czas w Anagni - dokąd papieże udawali się często - w samym Rzymie i w Viterbo, aby zasięgać jego rad w sprawach teologii. Tenże papież mianował go biskupem Ratyzbony - wielkiej i sławnej diecezji, która jednak przeżywała trudne chwile. Od 1260 do 1262 r. Albert pełnił tę posługę z niestrudzonym oddaniem, przywracając pokój i zgodę w mieście, reorganizując parafie i klasztory oraz nadając nowy bodziec działalności charytatywnej. W latach 1263-64 Albert głosił kazania w Niemczech i Czechach na życzenie Urbana IV, po czym wrócił do Kolonii, aby podjąć na nowo swoją misję nauczyciela, uczonego i pisarza. Będąc człowiekiem modlitwy, nauki i miłości, cieszył się wielkim autorytetem, gdy wypowiadał się z okazji różnych wydarzeń w Kościele i społeczeństwie swoich czasów: był przede wszystkim mężem pojednania i pokoju w Kolonii, gdzie doszło do poważnego konfliktu arcybiskupa z instytucjami miasta; nie oszczędzał się podczas II Soboru Lyońskiego, zwołanego w 1274 r. przez Grzegorza X, by doprowadzić do unii Kościołów łacińskiego i greckiego po podziale w wyniku wielkiej schizmy wschodniej z 1054 r.; wyjaśnił myśl Tomasza z Akwinu, która stała się przedmiotem całkowicie nieuzasadnionych zastrzeżeń, a nawet oskarżeń. Zmarł w swej celi w klasztorze Świętego Krzyża w Kolonii w 1280 r. i bardzo szybko czczony był przez swoich współbraci. Kościół beatyfikował go w 1622 r., zaś kanonizacja miała miejsce w 1931 r., gdy papież Pius XI ogłosił go doktorem Kościoła. Było to uznanie dla tego wielkiego męża Bożego i wybitnego uczonego nie tylko w dziedzinie prawd wiary, ale i w wielu innych dziedzinach wiedzy; patrząc na tytuły jego licznych dzieł, zdajemy sobie sprawę z tego, że jego kultura miała w sobie coś z cudu, i że jego encyklopedyczne zainteresowania skłoniły go do zajęcia się nie tylko filozofią i teologią, jak wielu mu współczesnych, ale także wszelkimi innymi, znanymi wówczas dyscyplinami, od fizyki po chemię, od astronomii po mineralogię, od botaniki po zoologię. Z tego też powodu Pius XII ogłosił go patronem uczonych w zakresie nauk przyrodniczych i jest on też nazywany „Doctor universalis” - właśnie ze względu na rozległość swoich zainteresowań i swojej wiedzy. Niewątpliwie metody naukowe stosowane przez św. Alberta Wielkiego nie są takie jak te, które miały się przyjąć w późniejszych stuleciach. Polegały po prostu na obserwacji, opisie i klasyfikacji badanych zjawisk, w ten sposób jednak otworzył on drzwi dla przyszłych prac. Św. Albert może nas wiele jeszcze nauczyć. Przede wszystkim pokazuje, że między wiarą a nauką nie ma sprzeczności, mimo pewnych epizodów, świadczących o nieporozumieniach, jakie odnotowano w historii. Człowiek wiary i modlitwy, jakim był św. Albert Wielki, może spokojnie uprawiać nauki przyrodnicze i czynić postępy w poznawaniu mikro- i makrokosmosu, odkrywając prawa właściwe materii, gdyż wszystko to przyczynia się do podsycania pragnienia i miłości do Boga. Biblia mówi nam o stworzeniu jako pierwszym języku, w którym Bóg, będący najwyższą inteligencją i Logosem, objawia nam coś o sobie. Księga Mądrości np. stwierdza, że zjawiska przyrody, obdarzone wielkością i pięknem, są niczym dzieła artysty, przez które, w podobny sposób, możemy poznać Autora stworzenia (por. Mdr 13, 5). Uciekając się do porównania klasycznego w średniowieczu i odrodzeniu, można porównać świat przyrody do księgi napisanej przez Boga, którą czytamy, opierając się na różnych sposobach postrzegania nauk (por. Przemówienie do uczestników plenarnego posiedzenia Papieskiej Akademii Nauk, 31 października 2008 r.). Iluż bowiem uczonych, krocząc śladami św. Alberta Wielkiego, prowadziło swe badania, czerpiąc natchnienie ze zdumienia i wdzięczności w obliczu świata, który ich oczom - naukowców i wierzących - jawił się i jawi jako dobre dzieło mądrego i miłującego Stwórcy! Badanie naukowe przekształca się wówczas w hymn chwały. Zrozumiał to doskonale wielki astrofizyk naszych czasów, którego proces beatyfikacyjny się rozpoczął, Enrico Medi, gdy napisał: „O, wy, tajemnicze galaktyki... widzę was, obliczam was, poznaję i odkrywam was, zgłębiam was i gromadzę. Z was czerpię światło i czynię zeń naukę, wykonuję ruch i czynię zeń mądrość, biorę iskrzenie się kolorów i czynię zeń poezję; biorę was, gwiazdy, w swe ręce i drżąc w jedności mego jestestwa, unoszę was ponad was same, i w modlitwie składam was Stwórcy, którego tylko za moją sprawą wy, gwiazdy, możecie wielbić” („Dzieła”. „Hymn ku czci dzieła stworzenia”). Św. Albert Wielki przypomina nam, że między nauką a wiarą istnieje przyjaźń, i że ludzie nauki mogą przebyć, dzięki swemu powołaniu do poznawania przyrody, prawdziwą i fascynującą drogę świętości. Jego niezwykłe otwarcie umysłu przejawia się także w działalności kulturalnej, którą podjął z powodzeniem, a mianowicie w przyjęciu i dowartościowaniu myśli Arystotelesa. W czasach św. Alberta szerzyła się bowiem znajomość licznych dzieł tego filozofa greckiego, żyjącego w IV wieku przed Chrystusem, zwłaszcza w dziedzinie etyki i metafizyki. Ukazywały one siłę rozumu, wyjaśniały w sposób jasny i przejrzysty sens i strukturę rzeczywistości, jej zrozumiałość, wartość i cel ludzkich czynów. Św. Albert Wielki otworzył drzwi pełnej recepcji filozofii Arystotelesa w średniowiecznej filozofii i teologii, recepcji opracowanej potem w sposób ostateczny przez św. Tomasza. Owa recepcja filozofii, powiedzmy pogańskiej i przedchrześcijańskiej, oznaczała prawdziwą rewolucję kulturalną w tamtych czasach. Wielu myślicieli chrześcijańskich lękało się bowiem filozofii Arystotelesa, filozofii niechrześcijańskiej, przede wszystkim dlatego, że prezentowana przez swych komentatorów arabskich, interpretowana była tak, by wydać się, przynajmniej w niektórych punktach, jako całkowicie nie do pogodzenia z wiarą chrześcijańską. Pojawiał się zatem dylemat: czy wiara i rozum są w sprzeczności z sobą, czy nie? Na tym polega jedna z wielkich zasług św. Alberta: zgodnie z wymogami naukowymi poznawał dzieła Arystotelesa, przekonany, że wszystko to, co jest rzeczywiście racjonalne, jest do pogodzenia z wiarą objawioną w Piśmie Świętym. Innymi słowy, św. Albert Wielki przyczynił się w ten sposób do stworzenia filozofii samodzielnej, różnej od teologii i połączonej z nią wyłącznie przez jedność prawdy. Tak narodziło się w XIII wieku wyraźne rozróżnienie między tymi dwiema gałęziami wiedzy - filozofią a teologią - które we wzajemnym dialogu współpracują zgodnie w odkrywaniu prawdziwego powołania człowieka, spragnionego prawdy i błogosławieństwa: i to przede wszystkim teologia, określona przez św. Alberta jako „nauka afektywna”, jest tą, która wskazuje człowiekowi jego powołanie do wiecznej radości, radości, która wypływa z pełnego przylgnięcia do prawdy. Św. Albert Wielki potrafił przekazać te pojęcia w sposób prosty i zrozumiały. Prawdziwy syn św. Dominika głosił chętnie kazania ludowi Bożemu, który zdobywał swym słowem i przykładem swego życia. Drodzy Bracia i Siostry, prośmy Pana, aby nie zabrakło nigdy w Kościele świętym uczonych, pobożnych i mądrych teologów jak św. Albert Wielki, i aby pomógł on każdemu z nas utożsamiać się z „formułą świętości”, którą realizował w swoim życiu: „Chcieć tego wszystkiego, czego ja chcę dla chwały Boga, jak Bóg chce dla swej chwały tego wszystkiego, czego On chce”, tzn. aby upodabniać się coraz bardziej do woli Boga, aby chcieć i czynić jedynie i zawsze to wszystko dla Jego chwały.
CZYTAJ DALEJ

"Do zobaczenia Karolku" - groźby skierowane do prezydenta

2025-11-15 10:01

[ TEMATY ]

Polska

Polska

mecz

Prezydent Karol Nawrocki

PAP/Leszek Szymański

Jak informuje Komenda Stołeczna Policji, trwają obecnie czynności związane z wpisem na X, który miał stanowić groźbę wobec prezydenta Karola Nawrockiego. Chodzi o zdjęcie z pistoletem i podpisem „do zobaczenia Karolku”, zamieszczone pod zdjęciem prezydenta z piątkowego meczu Polska-Holandia.

Usunięty później wpis został zamieszczony w piątek wieczorem przez jednego z użytkowników portalu X; była to odpowiedź na post na profilu „Łączy nas Piłka”, zarządzanym przez PZPN, w którym zamieszczono zdjęcie przedstawiające prezydenta Nawrockiego, obserwującego na Stadionie Narodowym piątkowy mecz Polska-Holandia.
CZYTAJ DALEJ

Caritas Polska: bezdomność to najgłębszy stan ubóstwa

2025-11-15 17:41

[ TEMATY ]

Caritas

Światowy Dzień Ubogich

Dzień Ubogich

Caritas Polska

ks. Paweł Kłys

Obchody 30 lecia Hospicjum Domowego Caritas Archidiecezji Łódzkiej

Obchody 30 lecia Hospicjum Domowego Caritas Archidiecezji Łódzkiej

Bezdomność to najgłębszy stan ubóstwa, oznaczający brak domu, miejsca schronienia, ale też brak relacji - zwracają uwagę przedstawiciele Caritas Polska w przeddzień IX Światowego Dnia Ubogich. Dzień ten obchodzony będzie w Kościele katolickim w niedzielę, 16 listopada.

W sobotę na Jasną Górę dotarła 20. Pielgrzymka Osób Bezdomnych. Tego dnia przedstawiciele Caritas Polska przypomnieli na briefingu w Częstochowie o swoich działaniach kierowanych do tej grupy potrzebujących - szczególnie intensyfikowanych w okresie jesienno-zimowym.
CZYTAJ DALEJ

Reklama

Najczęściej czytane

REKLAMA

W związku z tym, iż od dnia 25 maja 2018 roku obowiązuje Rozporządzenie Parlamentu Europejskiego i Rady (UE) 2016/679 z dnia 27 kwietnia 2016r. w sprawie ochrony osób fizycznych w związku z przetwarzaniem danych osobowych i w sprawie swobodnego przepływu takich danych oraz uchylenia Dyrektywy 95/46/WE (ogólne rozporządzenie o ochronie danych) uprzejmie Państwa informujemy, iż nasza organizacja, mając szczególnie na względzie bezpieczeństwo danych osobowych, które przetwarza, wdrożyła System Zarządzania Bezpieczeństwem Informacji w rozumieniu odpowiednich polityk ochrony danych (zgodnie z art. 24 ust. 2 przedmiotowego rozporządzenia ogólnego). W celu dochowania należytej staranności w kontekście ochrony danych osobowych, Zarząd Instytutu NIEDZIELA wyznaczył w organizacji Inspektora Ochrony Danych.
Więcej o polityce prywatności czytaj TUTAJ.

Akceptuję