Reklama

Czy ktoś im pomoże?

Jedziemy do Sandomierza nie po to, by oglądać urocze zabytki tego miasta i spacerować malowniczymi uliczkami. Jedziemy, aby pomóc przy sprzątaniu jednej z zatopionych szkół

Niedziela kielecka 31/2010

Bądź na bieżąco!

Zapisz się do newslettera

Prezydent Kielc Wojciech Lubawski wraz z radnymi podjął decyzję o pomocy finansowej dla zalanego Gimnazjum nr 2 im. 2. Pułku Piechoty Legionów w Sandomierzu. - Pieniądze są bardzo ważne, ale pieniądze to nie wszystko - podkreślił. Na jego apel, by pomóc w sprzątaniu szkoły, jej obejścia odpowiedziało sześćdziesiąt osób, radni, dyrektorzy wydziałów Urzędu Miasta, urzędnicy i mieszkańcy Kielc.

Przerażający widok

Reklama

Gdy dojechaliśmy do prawobrzeżnego Sandomierza, ucichły rozmowy. Jechaliśmy w milczeniu. To, co zobaczyliśmy, było przerażające. Zniszczone domy, zalane piwnice i garaże, setki ton śmieci w posesjach i na ulicach i ludzi, którzy z mozołem sprzątali swoje domostwa.
Woda do gimnazjum wdarła się na wysokość blisko trzech metrów. Dokonała kolosalnych zniszczeń. Mury przez wiele dni wchłaniały brudną, cuchnącą wodę. Widok porażający. Nie bardzo wiadomo, od czego zacząć sprzątanie. Dyrektor szkoły Tadeusz Krzelowski wita nas i dziękuje za pomoc. Jest wzruszony. Tyle pracy, a przecież rok szkolny rozpocznie się za kilka tygodni.
Wynosimy szlam z piwnic, czyścimy posadzki, skuwamy mury, zrywamy izolację, wnosimy sól w workach, która ma wchłaniać wodę z murów, porządkujemy teren wokół szkoły. Smród, komary i upał. Nikomu nie chce się nawet rozmawiać. To, co zobaczyliśmy, przeszło nasze najgorsze oczekiwania. Naniesiony przez wodę szlam zalega wokół szkoły na grubość blisko dziesięciu centymetrów. Wyschnięty, popękany muł pokrywa cały teren twardą skorupą.

Pomóż w rozwoju naszego portalu

Wspieram

Może byście pomogli?

Reklama

Emerytowany geodeta pan Daniel Zych patrzy na nas zza ogrodzenia. Przyjechało tylu ludzi. Podchodzi i nieśmiało pyta: czy ktoś z panów by mi nie pomógł? Ja tu jestem sąsiadem szkoły. Tylu was przyjechało. Idziemy w pięciu. Rozpacz. Dom był zalany na wysokość 3,5 m, woda dostała się na pierwsze piętro. Zniszczyła wszystko. Pan Daniel uratował tylko samochód. - Jak woda podchodziła rano o siódmej, to wsiadłem w auto i wyjechałem tam na wyższy teren. Gdybym wiedział wcześniej, że jest takie zagrożenie, to bym coś uratował, mam przyczepkę samochodową i bym wszystko wywoził.
Wyrzucamy, segregujemy deski, które kiedyś były podłogą. Spuchły od wody, powyginały się, nic z nich nie będzie. Dom był ocieplony styropianem, Trzeba go zerwać, aby namoknięte mury zaczęły „oddychać”. W piwnicy, mimo iż od powodzi minęło kilka tygodni, nadal jest śmierdząca woda. - Dlaczego jej pan nie wypompuje? - pytamy. - Chodźcie kochani do studni, zobaczcie. Nachylamy się nad cembrowiną. Poziom wody w studni jest tak wysoki, że można jej dotknąć ręką. - Tak wysoki jest poziom wód gruntowych. Tu prawie we wszystkich domach w piwnicach i garażach jest woda. - dodaje Ludzie śpią na pierwszych piętrach, a w piwnicach śmierdzące bajoro z komarami. Pan Daniel nie mieszka w swoim domu. Wynajął mały pokoik na starym mieście w lewobrzeżnym Sandomierzu. Codziennie rano przychodzi i sprząta, skuwa tynki i wynosi gruz na ulicę przed dom. Z dnia na dzień rośnie góra śmieci. Ludzie nie poddają się, stracili wszystko, ale wierzą, że życie rozpoczną od nowa. - Bardzo szkoda mi ludzi tam ze wschodu - wskazuje ręką pan Daniel - ich zalało pięć lat temu, jeszcze nie spłacili kredytów, a tu kolejna tragedia...

Mieli być nad Bałtykiem

Gdy pracujemy, podjeżdża samochód Caritas Sandomierskiej. W czerwonych koszulkach z logo Caritas wychodzą trzy dziewczyny i chłopak. - Trzeba coś pomóc?
Przez cały dzień pakują śmieci do worków foliowych i wynoszą przed dom. Przyjechali ze Szczecina. - Ksiądz z sąsiedniej parafii organizował wyjazd, by pomóc powodzianom, chętnych było tylu, że zabrakło miejsc w autokarze - mówią. - Strasznie daleko do tego Sandomierza, jechaliśmy prawie dwa dni - śmieją się. Mieli wakacyjne plany, taki upał, więc chcieli wypocząć nad Bałtykiem, ale gdy usłyszeli, że ktoś potrzebuje pomocy, nie wahali się ani chwili. Pomagać powodzianom będą przez tydzień.

U nas też bieda

Sąsiadka z naprzeciwka podchodzi i pyta, czy byśmy i jej nie pomogli. - U nas też bieda - mówi - tyle sprzątania. Zniszczony dom, zalany garaż, woda jak wszędzie. Obok domu i w sadzie koszmar. Woda przyciągnęła ze sobą tysiące rzeczy: opony, deski, podkłady kolejowe, pustaki, krzesła, lodówki, ule, drzwi, butelki, flakony i setki doniczek. Żeby to posprzątać, musiałaby z mężem pracować z tydzień. Wraz z nami pracują młodzi ludzie. - Ale woda wam naniosła sprzętu - mówimy. - My tu nie mieszkamy, my jesteśmy z ul. Portowej. Tam już posprzątaliśmy, przyszliśmy tu pomóc, widzi pan, starsi ludzie, kto im pomoże?
Dobre pytanie. Patrząc na ogrom zniszczeń poczynionych przez powódź, patrząc na tragedię ludzi, którzy często zostali sami, warto odpowiedzieć właśnie na to pytanie: kto im pomoże? Skończyła się kampania wyborcza, politycy już nie pokazują się na wałach, w mediach królują „ogórkowe tematy”. A powodzianie w Sandomierzu codziennie budzą się w smrodzie, wynoszą śmieci, porządkują domy, zrywają tynki i mają nadzieję, że ktoś zauważy ich tragedię.

2010-12-31 00:00

Oceń: 0 0

Reklama

Wybrane dla Ciebie

Święty Albert Wielki

Niedziela Ogólnopolska 14/2010, str. 4-5

[ TEMATY ]

św. Albert Wielki

Kempf EK/pl.wikipedia.org

Grobowiec mieszczący relikwie Alberta Wielkiego w krypcie St. Andreas Kirche w Kolonii

Grobowiec mieszczący relikwie Alberta Wielkiego w krypcie St. Andreas Kirche w Kolonii
Drodzy Bracia i Siostry, Jednym z największych mistrzów średniowiecznej teologii jest św. Albert Wielki. Tytuł „wielki” („magnus”), z jakim przeszedł on do historii, wskazuje na bogactwo i głębię jego nauczania, które połączył ze świętością życia. Już jemu współcześni nie wahali się przyznawać mu wspaniałych tytułów; jeden z jego uczniów, Ulryk ze Strasburga, nazwał go „zdumieniem i cudem naszej epoki”. Urodził się w Niemczech na początku XIII wieku i w bardzo młodym wieku udał się do Włoch, do Padwy, gdzie mieścił się jeden z najsłynniejszych uniwersytetów w średniowieczu. Poświęcił się studiom „sztuk wyzwolonych”: gramatyki, retoryki, dialektyki, arytmetyki, geometrii, astronomii i muzyki, tj. ogólnej kultury, przejawiając swoje typowe zainteresowanie naukami przyrodniczymi, które miały się stać niebawem ulubionym polem jego specjalizacji. Podczas pobytu w Padwie uczęszczał do kościoła Dominikanów, do których dołączył później, składając tam śluby zakonne. Źródła hagiograficzne pozwalają się domyślać, że Albert stopniowo dojrzewał do tej decyzji. Mocna relacja z Bogiem, przykład świętości braci dominikanów, słuchanie kazań bł. Jordana z Saksonii, następcy św. Dominika w przewodzeniu Zakonowi Kaznodziejskiemu, to czynniki decydujące o rozwianiu wszelkich wątpliwości i przezwyciężeniu także oporu rodziny. Często w latach młodości Bóg mówi do nas i wskazuje plan naszego życia. Jak dla Alberta, także dla nas wszystkich modlitwa osobista, ożywiana słowem Bożym, przystępowanie do sakramentów i kierownictwo duchowe oświeconych mężów są narzędziami służącymi odkryciu głosu Boga i pójściu za nim. Habit zakonny otrzymał z rąk bł. Jordana z Saksonii. Po święceniach kapłańskich przełożeni skierowali go do nauczania w różnych ośrodkach studiów teologicznych przy klasztorach Ojców Dominikanów. Błyskotliwość intelektualna pozwoliła mu doskonalić studium teologii na najsłynniejszym uniwersytecie tamtych czasów - w Paryżu. Św. Albert rozpoczął wówczas tę niezwykłą działalność pisarską, którą miał odtąd prowadzić przez całe życie. Powierzano mu ważne zadania. W 1248 r. został oddelegowany do zorganizowania studium teologii w Kolonii - jednym z najważniejszych ośrodków Niemiec, gdzie wielokrotnie mieszkał i która stała się jego przybranym miastem. Z Paryża przywiózł ze sobą do Kolonii swego wyjątkowego ucznia, Tomasza z Akwinu. Już sam fakt, że był nauczycielem św. Tomasza, byłby zasługą wystarczającą, aby żywić głęboki podziw dla św. Alberta. Między obu tymi wielkimi teologami zawiązały się stosunki oparte na wzajemnym szacunki i przyjaźni - zaletach ludzkich bardzo przydatnych w rozwoju nauki. W 1254 r. Albert został wybrany na przełożonego „Prowincji Teutońskiej”, czyli niemieckiej, dominikanów, która obejmowała wspólnoty rozsiane na rozległym obszarze Europy Środkowej i Północnej. Wyróżniał się gorliwością, z jaką pełnił tę posługę, odwiedzając wspólnoty i wzywając nieustannie braci do wierności św. Dominikowi, jego nauczaniu i przykładom. Jego przymioty i zdolności nie uszły uwadze ówczesnego papieża Aleksandra IV, który zapragnął, by Albert towarzyszył mu przez jakiś czas w Anagni - dokąd papieże udawali się często - w samym Rzymie i w Viterbo, aby zasięgać jego rad w sprawach teologii. Tenże papież mianował go biskupem Ratyzbony - wielkiej i sławnej diecezji, która jednak przeżywała trudne chwile. Od 1260 do 1262 r. Albert pełnił tę posługę z niestrudzonym oddaniem, przywracając pokój i zgodę w mieście, reorganizując parafie i klasztory oraz nadając nowy bodziec działalności charytatywnej. W latach 1263-64 Albert głosił kazania w Niemczech i Czechach na życzenie Urbana IV, po czym wrócił do Kolonii, aby podjąć na nowo swoją misję nauczyciela, uczonego i pisarza. Będąc człowiekiem modlitwy, nauki i miłości, cieszył się wielkim autorytetem, gdy wypowiadał się z okazji różnych wydarzeń w Kościele i społeczeństwie swoich czasów: był przede wszystkim mężem pojednania i pokoju w Kolonii, gdzie doszło do poważnego konfliktu arcybiskupa z instytucjami miasta; nie oszczędzał się podczas II Soboru Lyońskiego, zwołanego w 1274 r. przez Grzegorza X, by doprowadzić do unii Kościołów łacińskiego i greckiego po podziale w wyniku wielkiej schizmy wschodniej z 1054 r.; wyjaśnił myśl Tomasza z Akwinu, która stała się przedmiotem całkowicie nieuzasadnionych zastrzeżeń, a nawet oskarżeń. Zmarł w swej celi w klasztorze Świętego Krzyża w Kolonii w 1280 r. i bardzo szybko czczony był przez swoich współbraci. Kościół beatyfikował go w 1622 r., zaś kanonizacja miała miejsce w 1931 r., gdy papież Pius XI ogłosił go doktorem Kościoła. Było to uznanie dla tego wielkiego męża Bożego i wybitnego uczonego nie tylko w dziedzinie prawd wiary, ale i w wielu innych dziedzinach wiedzy; patrząc na tytuły jego licznych dzieł, zdajemy sobie sprawę z tego, że jego kultura miała w sobie coś z cudu, i że jego encyklopedyczne zainteresowania skłoniły go do zajęcia się nie tylko filozofią i teologią, jak wielu mu współczesnych, ale także wszelkimi innymi, znanymi wówczas dyscyplinami, od fizyki po chemię, od astronomii po mineralogię, od botaniki po zoologię. Z tego też powodu Pius XII ogłosił go patronem uczonych w zakresie nauk przyrodniczych i jest on też nazywany „Doctor universalis” - właśnie ze względu na rozległość swoich zainteresowań i swojej wiedzy. Niewątpliwie metody naukowe stosowane przez św. Alberta Wielkiego nie są takie jak te, które miały się przyjąć w późniejszych stuleciach. Polegały po prostu na obserwacji, opisie i klasyfikacji badanych zjawisk, w ten sposób jednak otworzył on drzwi dla przyszłych prac. Św. Albert może nas wiele jeszcze nauczyć. Przede wszystkim pokazuje, że między wiarą a nauką nie ma sprzeczności, mimo pewnych epizodów, świadczących o nieporozumieniach, jakie odnotowano w historii. Człowiek wiary i modlitwy, jakim był św. Albert Wielki, może spokojnie uprawiać nauki przyrodnicze i czynić postępy w poznawaniu mikro- i makrokosmosu, odkrywając prawa właściwe materii, gdyż wszystko to przyczynia się do podsycania pragnienia i miłości do Boga. Biblia mówi nam o stworzeniu jako pierwszym języku, w którym Bóg, będący najwyższą inteligencją i Logosem, objawia nam coś o sobie. Księga Mądrości np. stwierdza, że zjawiska przyrody, obdarzone wielkością i pięknem, są niczym dzieła artysty, przez które, w podobny sposób, możemy poznać Autora stworzenia (por. Mdr 13, 5). Uciekając się do porównania klasycznego w średniowieczu i odrodzeniu, można porównać świat przyrody do księgi napisanej przez Boga, którą czytamy, opierając się na różnych sposobach postrzegania nauk (por. Przemówienie do uczestników plenarnego posiedzenia Papieskiej Akademii Nauk, 31 października 2008 r.). Iluż bowiem uczonych, krocząc śladami św. Alberta Wielkiego, prowadziło swe badania, czerpiąc natchnienie ze zdumienia i wdzięczności w obliczu świata, który ich oczom - naukowców i wierzących - jawił się i jawi jako dobre dzieło mądrego i miłującego Stwórcy! Badanie naukowe przekształca się wówczas w hymn chwały. Zrozumiał to doskonale wielki astrofizyk naszych czasów, którego proces beatyfikacyjny się rozpoczął, Enrico Medi, gdy napisał: „O, wy, tajemnicze galaktyki... widzę was, obliczam was, poznaję i odkrywam was, zgłębiam was i gromadzę. Z was czerpię światło i czynię zeń naukę, wykonuję ruch i czynię zeń mądrość, biorę iskrzenie się kolorów i czynię zeń poezję; biorę was, gwiazdy, w swe ręce i drżąc w jedności mego jestestwa, unoszę was ponad was same, i w modlitwie składam was Stwórcy, którego tylko za moją sprawą wy, gwiazdy, możecie wielbić” („Dzieła”. „Hymn ku czci dzieła stworzenia”). Św. Albert Wielki przypomina nam, że między nauką a wiarą istnieje przyjaźń, i że ludzie nauki mogą przebyć, dzięki swemu powołaniu do poznawania przyrody, prawdziwą i fascynującą drogę świętości. Jego niezwykłe otwarcie umysłu przejawia się także w działalności kulturalnej, którą podjął z powodzeniem, a mianowicie w przyjęciu i dowartościowaniu myśli Arystotelesa. W czasach św. Alberta szerzyła się bowiem znajomość licznych dzieł tego filozofa greckiego, żyjącego w IV wieku przed Chrystusem, zwłaszcza w dziedzinie etyki i metafizyki. Ukazywały one siłę rozumu, wyjaśniały w sposób jasny i przejrzysty sens i strukturę rzeczywistości, jej zrozumiałość, wartość i cel ludzkich czynów. Św. Albert Wielki otworzył drzwi pełnej recepcji filozofii Arystotelesa w średniowiecznej filozofii i teologii, recepcji opracowanej potem w sposób ostateczny przez św. Tomasza. Owa recepcja filozofii, powiedzmy pogańskiej i przedchrześcijańskiej, oznaczała prawdziwą rewolucję kulturalną w tamtych czasach. Wielu myślicieli chrześcijańskich lękało się bowiem filozofii Arystotelesa, filozofii niechrześcijańskiej, przede wszystkim dlatego, że prezentowana przez swych komentatorów arabskich, interpretowana była tak, by wydać się, przynajmniej w niektórych punktach, jako całkowicie nie do pogodzenia z wiarą chrześcijańską. Pojawiał się zatem dylemat: czy wiara i rozum są w sprzeczności z sobą, czy nie? Na tym polega jedna z wielkich zasług św. Alberta: zgodnie z wymogami naukowymi poznawał dzieła Arystotelesa, przekonany, że wszystko to, co jest rzeczywiście racjonalne, jest do pogodzenia z wiarą objawioną w Piśmie Świętym. Innymi słowy, św. Albert Wielki przyczynił się w ten sposób do stworzenia filozofii samodzielnej, różnej od teologii i połączonej z nią wyłącznie przez jedność prawdy. Tak narodziło się w XIII wieku wyraźne rozróżnienie między tymi dwiema gałęziami wiedzy - filozofią a teologią - które we wzajemnym dialogu współpracują zgodnie w odkrywaniu prawdziwego powołania człowieka, spragnionego prawdy i błogosławieństwa: i to przede wszystkim teologia, określona przez św. Alberta jako „nauka afektywna”, jest tą, która wskazuje człowiekowi jego powołanie do wiecznej radości, radości, która wypływa z pełnego przylgnięcia do prawdy. Św. Albert Wielki potrafił przekazać te pojęcia w sposób prosty i zrozumiały. Prawdziwy syn św. Dominika głosił chętnie kazania ludowi Bożemu, który zdobywał swym słowem i przykładem swego życia. Drodzy Bracia i Siostry, prośmy Pana, aby nie zabrakło nigdy w Kościele świętym uczonych, pobożnych i mądrych teologów jak św. Albert Wielki, i aby pomógł on każdemu z nas utożsamiać się z „formułą świętości”, którą realizował w swoim życiu: „Chcieć tego wszystkiego, czego ja chcę dla chwały Boga, jak Bóg chce dla swej chwały tego wszystkiego, czego On chce”, tzn. aby upodabniać się coraz bardziej do woli Boga, aby chcieć i czynić jedynie i zawsze to wszystko dla Jego chwały.
CZYTAJ DALEJ

Zaginął ks. dr Marek Wodawski. Wyszedł z mieszkania i ślad po nim zaginął

2025-11-12 21:09

[ TEMATY ]

policja

poszukiwanie

ks. dr Marek Wodawski

zaginął

KRP Warszawa VII

Zaginął ks. dr Marek Wodawski

Zaginął ks. dr Marek Wodawski

Policjanci z Warszawy poszukują zaginionego 44-letniego ks. Marka Wodawskiego. Kapłan 7 listopada 2025 r. wyszedł z mieszkania przy ulicy Białowieskiej i do chwili obecnej nie powrócił, ani też nie nawiązał kontaktu z nikim z bliskich.

Funkcjonariusze opublikowali na stronie internetowej KRP Warszawa VII rysopis i zdjęcia poszukiwanego.
CZYTAJ DALEJ

Papież: film prowokuje, by zastanowić się nad sobą i swym losem

2025-11-15 12:27

[ TEMATY ]

kino

Leon XIV

Vatican Media

Bądźcie orędownikami wolnego tempa, gdy jest to potrzebne, ciszy, gdy przemawia, odmienności, gdy prowokuje - powiedział Leon XIV podczas audiencji dla przedstawicieli świata kinematografii. Chciałbym odnowić z wami przyjaźń - dodał - ponieważ film jest laboratorium nadziei, miejscem, w którym człowiek zastanawia się nad sobą i swoim losem.

Papież przypomniał, że wkrótce minie 130 lat od pierwszej publicznej projekcji w Paryżu, którą zaprezentowali bracia Lumière 28 grudnia 1895 roku.
CZYTAJ DALEJ

Reklama

Najczęściej czytane

REKLAMA

W związku z tym, iż od dnia 25 maja 2018 roku obowiązuje Rozporządzenie Parlamentu Europejskiego i Rady (UE) 2016/679 z dnia 27 kwietnia 2016r. w sprawie ochrony osób fizycznych w związku z przetwarzaniem danych osobowych i w sprawie swobodnego przepływu takich danych oraz uchylenia Dyrektywy 95/46/WE (ogólne rozporządzenie o ochronie danych) uprzejmie Państwa informujemy, iż nasza organizacja, mając szczególnie na względzie bezpieczeństwo danych osobowych, które przetwarza, wdrożyła System Zarządzania Bezpieczeństwem Informacji w rozumieniu odpowiednich polityk ochrony danych (zgodnie z art. 24 ust. 2 przedmiotowego rozporządzenia ogólnego). W celu dochowania należytej staranności w kontekście ochrony danych osobowych, Zarząd Instytutu NIEDZIELA wyznaczył w organizacji Inspektora Ochrony Danych.
Więcej o polityce prywatności czytaj TUTAJ.

Akceptuję