W uroczystość Przemienienia Pańskiego parafia pw. św. Floriana i św. Urszuli w Wilkowie przeżywała uroczystości odpustowe, połączone z wizytacją kanoniczną. Z wiernymi i duszpasterzami wspólnoty, boleśnie doświadczonej przez dramat powodzi, spotkał się bp Artur Miziński
Jezus Chrystus gromadzi nas, by uświadomić nam potrzebę przemiany. On przemienił się, by ukazać swą chwałę, przeznaczoną dla wyznawców Chrystusa. My gromadzimy się, by umacniać się na drodze przemiany w codziennym życiu. Mimo prób i doświadczeń ufamy, że On wkroczył w naszą historię i ją kształtuje. Chcemy trwać w jedności z Chrystusem, który nad nami czuwa - mówił proboszcz ks. Zbigniew Szumiło, prosząc ks. Biskupa o modlitwę w intencji wszystkich trudnych spraw, które dotykają parafii. W odpowiedzi bp Artur podkreślał: - Chcę wsłuchiwać się w życie waszej wspólnoty; słyszeć to, co jest waszą radością i bólem, a szczególnie doświadczeniem tragedii z ubiegłego roku, tak widocznej w ranach na budynkach i polach, ale przede wszystkim w sercach. Chcemy to wszystko ofiarować Bogu, wierząc, że On przemieni nasze życie. W programie całodziennej wizyty znalazły się m.in. Msze św. w kościele parafialnym i kaplicach dojazdowych, modlitwa za zmarłych na cmentarzu, ale również spotkania z duszpasterzami i mieszkańcami parafii. - Wizytacja to czas refleksji i podsumowań, czas dziękczynienia składanego Bogu i minionym pokoleniom za łaskę wiary, czas szukania swojego miejsca w Kościele zbudowanym na Chrystusie - wyjaśniał ks. Biskup.
Chociaż od ostatniej wizytacji minęło 7 lat, trudno było mówić o tym, co działo się przed zeszłoroczną powodzią. - Parafia wraz z moim poprzednikiem przeprowadziła wiele remontów w kościele i najbliższym otoczeniu świątyni. Cóż z tego, skoro wszystko zniszczyła woda - mówi ks. Proboszcz. Niszczycielska siła wody, która zabrała ludziom nie tylko domy, ale i nadzieję, wciąż jest głównym tematem rozmów. Podzieliła czas na przed i po; przeprowadziła granicę pomiędzy tymi, których dopadła, i których ominęła. - Ślady żywiołu widać nie tylko na domach i polach, ale i w ludzkich sercach - mówią dwie starsze kobiety. I wskazują na opuszczone domy. - Uszło z nich życie - dodają cicho i wchodzą do kościoła zalanego w ubiegłym roku nie mniej niż cała okolica. Skute tynki wiekowej świątyni, wciąż mokre, zdają się mówić: patrz, dom Boży podzielił los ludzkich siedzib. Bóg jest z tobą w radości i smutku.
Kościół parafialny, jak większość domów w okolicy Wilkowa, potrzebuje natychmiastowego remontu. - Przygotowujemy różne projekty, staramy się o dotacje, ale nie jest łatwo - nie ukrywa ks. Szumiło. - Szacunkowy koszt odnowienia kościoła to ponad 3 mln zł. Wspólnota parafialna sama tego nie udźwignie - dodaje. Na ile mogą, parafianie troszczą się o swoją świątynię. - Ludzie stracili dorobek całego życia. Nasz teren jest typowo rolniczy, a na owoce pól i sadów trzeba długo czekać. Życie się odradza, ale potrzeba jeszcze dużo czasu, by wszystko wróciło do stanu sprzed powodzi. I potrzeba jeszcze dużo pomocy z zewnątrz - podkreśla ks. Proboszcz. Chociaż w ubiegłym roku było wiele deklaracji ze strony władz, na remont kościoła nie spłynęły obiecane fundusze. - Kilka wniosków o dofinansowanie zostało odrzuconych, ale nie tracimy nadziei. Wciąż przygotowujemy projekty konserwacji kościoła; na jeden z nich pozytywnie odpowiedziało Ministerstwo Kultury i Dziedzictwa Narodowego. Wierzę, że z pomocą Bożą i ludzką wszystko się odmieni - zapewnia duszpasterz.
Najtrudniej jest odbudować nadzieję w sercach. Dla wielu boleśnie doświadczonych przez kataklizm, powódź zdaje się być niezasłużoną karą. Wielu z lękiem patrzy na deszczowe niebo, skrywając głęboko w sercach strach przed następną falą. - Dom można wyremontować, pole można zasiać, ale serce wyleczyć trudno - mówi młody mężczyzna, oparty o kościelny parkan. Przyszedł na Mszę św., bo z Bogiem łatwiej zacząć od nowa. - Coraz więcej osób włącza się w życie parafii, korzysta z sakramentów. Wielką radością są wyremontowane kapliczki i krzyże przydrożne, których mamy aż 65. Działają kółka różańcowe, betańska grupa modlitewna, liturgiczna służba ołtarza. Gdy organizowaliśmy zbiórki dla osób poszkodowanych w tegorocznych kataklizmach, moi parafianie wykazali się zrozumieniem i hojnością wobec potrzebujących - podkreśla ks. Proboszcz. - Patrzymy z nadzieją w przyszłość. Ufamy, że Pan Bóg nas nie opuści, ale wskaże drogę wyjścia z trudnej sytuacji i poprowadzi ku dobru. Jak przyroda się odradza, tak trzeba, by i serca się odradzały. Mocą Boga jest to możliwe.
Przebywając w Wilkowie, bp Artur Miziński błogosławił wszystkim i wlewał w serca wiernych nadzieję. - Mimo ogromnych nieszczęść, mamy za co Bogu dziękować, i mamy Go o co prosić. Przez tę wspólnotę przeszedł podział dokonany na skutek tragicznej powodzi. Widać granicę, dokąd dotarła woda, jak przebiegało zniszczenie, jak trwa odbudowa w wymiarze materialnym, ale i duchowym. Po tragedii przyszła fala odbudowy, zrodziło się pospolite ruszenie serc, które wciąż buduje wiarę w człowieka - mówił ks. Biskup. - Nawet jeśli niewiele posiadamy, dzielmy się z innymi, bądźmy braćmi dla tych, którzy wciąż są w potrzebie. Prośmy Boga, by przemienił nasz los, aby z tego, co zostało zniszczone i co stało się krzyżem cierpienia, wyprowadził dobro w postaci odbudowanej ludzkiej nadziei, solidarności, braterskiej miłości oraz wzajemnej służby w rodzinach i sąsiedztwie - apelował. A Pan Bóg, jak zapewniał bp Artur, umacnia łaską i błogosławi każde szlachetne poruszenie serca, powodowane miłością Boga i bliźniego.
Grobowiec mieszczący relikwie Alberta Wielkiego w krypcie St. Andreas Kirche w Kolonii
Drodzy Bracia i Siostry,
Jednym z największych mistrzów średniowiecznej teologii jest św. Albert Wielki. Tytuł „wielki” („magnus”), z jakim przeszedł on do historii, wskazuje na bogactwo i głębię jego nauczania, które połączył ze świętością życia. Już jemu współcześni nie wahali się przyznawać mu wspaniałych tytułów; jeden z jego uczniów, Ulryk ze Strasburga, nazwał go „zdumieniem i cudem naszej epoki”.
Urodził się w Niemczech na początku XIII wieku i w bardzo młodym wieku udał się do Włoch, do Padwy, gdzie mieścił się jeden z najsłynniejszych uniwersytetów w średniowieczu. Poświęcił się studiom „sztuk wyzwolonych”: gramatyki, retoryki, dialektyki, arytmetyki, geometrii, astronomii i muzyki, tj. ogólnej kultury, przejawiając swoje typowe zainteresowanie naukami przyrodniczymi, które miały się stać niebawem ulubionym polem jego specjalizacji. Podczas pobytu w Padwie uczęszczał do kościoła Dominikanów, do których dołączył później, składając tam śluby zakonne. Źródła hagiograficzne pozwalają się domyślać, że Albert stopniowo dojrzewał do tej decyzji. Mocna relacja z Bogiem, przykład świętości braci dominikanów, słuchanie kazań bł. Jordana z Saksonii, następcy św. Dominika w przewodzeniu Zakonowi Kaznodziejskiemu, to czynniki decydujące o rozwianiu wszelkich wątpliwości i przezwyciężeniu także oporu rodziny. Często w latach młodości Bóg mówi do nas i wskazuje plan naszego życia. Jak dla Alberta, także dla nas wszystkich modlitwa osobista, ożywiana słowem Bożym, przystępowanie do sakramentów i kierownictwo duchowe oświeconych mężów są narzędziami służącymi odkryciu głosu Boga i pójściu za nim. Habit zakonny otrzymał z rąk bł. Jordana z Saksonii.
Po święceniach kapłańskich przełożeni skierowali go do nauczania w różnych ośrodkach studiów teologicznych przy klasztorach Ojców Dominikanów. Błyskotliwość intelektualna pozwoliła mu doskonalić studium teologii na najsłynniejszym uniwersytecie tamtych czasów - w Paryżu. Św. Albert rozpoczął wówczas tę niezwykłą działalność pisarską, którą miał odtąd prowadzić przez całe życie.
Powierzano mu ważne zadania. W 1248 r. został oddelegowany do zorganizowania studium teologii w Kolonii - jednym z najważniejszych ośrodków Niemiec, gdzie wielokrotnie mieszkał i która stała się jego przybranym miastem. Z Paryża przywiózł ze sobą do Kolonii swego wyjątkowego ucznia, Tomasza z Akwinu. Już sam fakt, że był nauczycielem św. Tomasza, byłby zasługą wystarczającą, aby żywić głęboki podziw dla św. Alberta. Między obu tymi wielkimi teologami zawiązały się stosunki oparte na wzajemnym szacunki i przyjaźni - zaletach ludzkich bardzo przydatnych w rozwoju nauki. W 1254 r. Albert został wybrany na przełożonego „Prowincji Teutońskiej”, czyli niemieckiej, dominikanów, która obejmowała wspólnoty rozsiane na rozległym obszarze Europy Środkowej i Północnej. Wyróżniał się gorliwością, z jaką pełnił tę posługę, odwiedzając wspólnoty i wzywając nieustannie braci do wierności św. Dominikowi, jego nauczaniu i przykładom.
Jego przymioty i zdolności nie uszły uwadze ówczesnego papieża Aleksandra IV, który zapragnął, by Albert towarzyszył mu przez jakiś czas w Anagni - dokąd papieże udawali się często - w samym Rzymie i w Viterbo, aby zasięgać jego rad w sprawach teologii. Tenże papież mianował go biskupem Ratyzbony - wielkiej i sławnej diecezji, która jednak przeżywała trudne chwile. Od 1260 do 1262 r. Albert pełnił tę posługę z niestrudzonym oddaniem, przywracając pokój i zgodę w mieście, reorganizując parafie i klasztory oraz nadając nowy bodziec działalności charytatywnej.
W latach 1263-64 Albert głosił kazania w Niemczech i Czechach na życzenie Urbana IV, po czym wrócił do Kolonii, aby podjąć na nowo swoją misję nauczyciela, uczonego i pisarza. Będąc człowiekiem modlitwy, nauki i miłości, cieszył się wielkim autorytetem, gdy wypowiadał się z okazji różnych wydarzeń w Kościele i społeczeństwie swoich czasów: był przede wszystkim mężem pojednania i pokoju w Kolonii, gdzie doszło do poważnego konfliktu arcybiskupa z instytucjami miasta; nie oszczędzał się podczas II Soboru Lyońskiego, zwołanego w 1274 r. przez Grzegorza X, by doprowadzić do unii Kościołów łacińskiego i greckiego po podziale w wyniku wielkiej schizmy wschodniej z 1054 r.;
wyjaśnił myśl Tomasza z Akwinu, która stała się przedmiotem całkowicie nieuzasadnionych zastrzeżeń, a nawet oskarżeń.
Zmarł w swej celi w klasztorze Świętego Krzyża w Kolonii w 1280 r. i bardzo szybko czczony był przez swoich współbraci. Kościół beatyfikował go w 1622 r., zaś kanonizacja miała miejsce w 1931 r., gdy papież Pius XI ogłosił go doktorem Kościoła. Było to uznanie dla tego wielkiego męża Bożego i wybitnego uczonego nie tylko w dziedzinie prawd wiary, ale i w wielu innych dziedzinach wiedzy; patrząc na tytuły jego licznych dzieł, zdajemy sobie sprawę z tego, że jego kultura miała w sobie coś z cudu, i że jego encyklopedyczne zainteresowania skłoniły go do zajęcia się nie tylko filozofią i teologią, jak wielu mu współczesnych, ale także wszelkimi innymi, znanymi wówczas dyscyplinami, od fizyki po chemię, od astronomii po mineralogię, od botaniki po zoologię. Z tego też powodu Pius XII ogłosił go patronem uczonych w zakresie nauk przyrodniczych i jest on też nazywany „Doctor universalis” - właśnie ze względu na rozległość swoich zainteresowań i swojej wiedzy.
Niewątpliwie metody naukowe stosowane przez św. Alberta Wielkiego nie są takie jak te, które miały się przyjąć w późniejszych stuleciach. Polegały po prostu na obserwacji, opisie i klasyfikacji badanych zjawisk, w ten sposób jednak otworzył on drzwi dla przyszłych prac.
Św. Albert może nas wiele jeszcze nauczyć. Przede wszystkim pokazuje, że między wiarą a nauką nie ma sprzeczności, mimo pewnych epizodów, świadczących o nieporozumieniach, jakie odnotowano w historii. Człowiek wiary i modlitwy, jakim był św. Albert Wielki, może spokojnie uprawiać nauki przyrodnicze i czynić postępy w poznawaniu mikro- i makrokosmosu, odkrywając prawa właściwe materii, gdyż wszystko to przyczynia się do podsycania pragnienia i miłości do Boga. Biblia mówi nam o stworzeniu jako pierwszym języku, w którym Bóg, będący najwyższą inteligencją i Logosem, objawia nam coś o sobie. Księga Mądrości np. stwierdza, że zjawiska przyrody, obdarzone wielkością i pięknem, są niczym dzieła artysty, przez które, w podobny sposób, możemy poznać Autora stworzenia (por. Mdr 13, 5). Uciekając się do porównania klasycznego w średniowieczu i odrodzeniu, można porównać świat przyrody do księgi napisanej przez Boga, którą czytamy, opierając się na różnych sposobach postrzegania nauk (por. Przemówienie do uczestników plenarnego posiedzenia Papieskiej Akademii Nauk, 31 października 2008 r.). Iluż bowiem uczonych, krocząc śladami św. Alberta Wielkiego, prowadziło swe badania, czerpiąc natchnienie ze zdumienia i wdzięczności w obliczu świata, który ich oczom - naukowców i wierzących - jawił się i jawi jako dobre dzieło mądrego i miłującego Stwórcy! Badanie naukowe przekształca się wówczas w hymn chwały. Zrozumiał to doskonale wielki astrofizyk naszych czasów, którego proces beatyfikacyjny się rozpoczął, Enrico Medi, gdy napisał: „O, wy, tajemnicze galaktyki... widzę was, obliczam was, poznaję i odkrywam was, zgłębiam was i gromadzę. Z was czerpię światło i czynię zeń naukę, wykonuję ruch i czynię zeń mądrość, biorę iskrzenie się kolorów i czynię zeń poezję; biorę was, gwiazdy, w swe ręce i drżąc w jedności mego jestestwa, unoszę was ponad was same, i w modlitwie składam was Stwórcy, którego tylko za moją sprawą wy, gwiazdy, możecie wielbić” („Dzieła”. „Hymn ku czci dzieła stworzenia”).
Św. Albert Wielki przypomina nam, że między nauką a wiarą istnieje przyjaźń, i że ludzie nauki mogą przebyć, dzięki swemu powołaniu do poznawania przyrody, prawdziwą i fascynującą drogę świętości.
Jego niezwykłe otwarcie umysłu przejawia się także w działalności kulturalnej, którą podjął z powodzeniem, a mianowicie w przyjęciu i dowartościowaniu myśli Arystotelesa. W czasach św. Alberta szerzyła się bowiem znajomość licznych dzieł tego filozofa greckiego, żyjącego w IV wieku przed Chrystusem, zwłaszcza w dziedzinie etyki i metafizyki. Ukazywały one siłę rozumu, wyjaśniały w sposób jasny i przejrzysty sens i strukturę rzeczywistości, jej zrozumiałość, wartość i cel ludzkich czynów. Św. Albert Wielki otworzył drzwi pełnej recepcji filozofii Arystotelesa w średniowiecznej filozofii i teologii, recepcji opracowanej potem w sposób ostateczny przez św. Tomasza. Owa recepcja filozofii, powiedzmy pogańskiej i przedchrześcijańskiej, oznaczała prawdziwą rewolucję kulturalną w tamtych czasach. Wielu myślicieli chrześcijańskich lękało się bowiem filozofii Arystotelesa, filozofii niechrześcijańskiej, przede wszystkim dlatego, że prezentowana przez swych komentatorów arabskich, interpretowana była tak, by wydać się, przynajmniej w niektórych punktach, jako całkowicie nie do pogodzenia z wiarą chrześcijańską. Pojawiał się zatem dylemat: czy wiara i rozum są w sprzeczności z sobą, czy nie?
Na tym polega jedna z wielkich zasług św. Alberta: zgodnie z wymogami naukowymi poznawał dzieła Arystotelesa, przekonany, że wszystko to, co jest rzeczywiście racjonalne, jest do pogodzenia z wiarą objawioną w Piśmie Świętym. Innymi słowy, św. Albert Wielki przyczynił się w ten sposób do stworzenia filozofii samodzielnej, różnej od teologii i połączonej z nią wyłącznie przez jedność prawdy. Tak narodziło się w XIII wieku wyraźne rozróżnienie między tymi dwiema gałęziami wiedzy - filozofią a teologią - które we wzajemnym dialogu współpracują zgodnie w odkrywaniu prawdziwego powołania człowieka, spragnionego prawdy i błogosławieństwa: i to przede wszystkim teologia, określona przez św. Alberta jako „nauka afektywna”, jest tą, która wskazuje człowiekowi jego powołanie do wiecznej radości, radości, która wypływa z pełnego przylgnięcia do prawdy.
Św. Albert Wielki potrafił przekazać te pojęcia w sposób prosty i zrozumiały. Prawdziwy syn św. Dominika głosił chętnie kazania ludowi Bożemu, który zdobywał swym słowem i przykładem swego życia.
Drodzy Bracia i Siostry, prośmy Pana, aby nie zabrakło nigdy w Kościele świętym uczonych, pobożnych i mądrych teologów jak św. Albert Wielki, i aby pomógł on każdemu z nas utożsamiać się z „formułą świętości”, którą realizował w swoim życiu: „Chcieć tego wszystkiego, czego ja chcę dla chwały Boga, jak Bóg chce dla swej chwały tego wszystkiego, czego On chce”, tzn. aby upodabniać się coraz bardziej do woli Boga, aby chcieć i czynić jedynie i zawsze to wszystko dla Jego chwały.
Koledzy chcieli zrobić wrażenie i przynieśli siekiery na ślub, by uczcić swojego przyjaciela, jednak Bóg przebił ich pomysłowość — bo właśnie siekierą posłużył się, by naprawić jego rodzinę. Ta historia pokazuje, że największe cuda dzieją się wtedy, gdy porządkujemy nasze priorytety.
W tym odcinku opowiadam o trzech osobach, których życie stało się lekcją o przemijaniu i nadziei:
- Niosą więźniom wyzwolenie, wyzwolenie ducha. Niosą więźniom nadzieję na zwycięstwo Chrystusa w ich sercach. Niosą wszystkim uzależnionym konkretną pomoc, by poczuli na nowo smak wolności – mówił abp Marek Jędraszewski podczas Mszy św. w kościele Przenajświętszej Trójcy przy ul. Łanowej w Krakowie z okazji 25-lecia domu zakonnego w Płaszowie i 340. rocznicy przybycia pierwszych trynitarzy do Polski.
Wszystkich gości, na czele z abp. Markiem Jędraszewskim, przywitał o. Rafał Piecha OSsT. Zaznaczył, że uroczysta Eucharystia jest dziękczynieniem za 25 lat działalności duszpasterskiej trynitarzy w Płaszowie i Archidiecezji Krakowskiej oraz 340 lat obecności na terenie Rzeczypospolitej.
W związku z tym, iż od dnia 25 maja 2018 roku obowiązuje Rozporządzenie Parlamentu Europejskiego i Rady (UE) 2016/679 z dnia 27 kwietnia 2016r. w sprawie ochrony osób fizycznych w związku z przetwarzaniem danych osobowych i w sprawie swobodnego przepływu takich danych oraz uchylenia Dyrektywy 95/46/WE (ogólne rozporządzenie o ochronie danych) uprzejmie Państwa informujemy, iż nasza organizacja, mając szczególnie na względzie bezpieczeństwo danych osobowych, które przetwarza, wdrożyła System Zarządzania Bezpieczeństwem Informacji w rozumieniu odpowiednich polityk ochrony danych (zgodnie z art. 24 ust. 2 przedmiotowego rozporządzenia ogólnego). W celu dochowania należytej staranności w kontekście ochrony danych osobowych, Zarząd Instytutu NIEDZIELA wyznaczył w organizacji Inspektora Ochrony Danych.
Więcej o polityce prywatności czytaj TUTAJ.